Po doświadczeniu projektowania ulotki z turbosprężarką na początku kariery zawodowej w studio graficznym zaczęłam unikać miejsc, gdzie może trafić mi się takie yhym.. turbo-zlecenie
Monika Tekielska-Chmielewska to choroszczańska artystka, której działania nie ograniczają się do samej Choroszczy. Wykształcona graficznie, plastycznie, pedagogiczne i arteterapeutycznie. Z praktyką głównie jako grafik w studiu, w ośrodku kultury oraz jako freelanserka. W swojej pracy łączy elementy odręczne, z grafiką wektorową i typografią stanowiącą równoważną cześć kompozycji. Tegoroczna Stypendystka Marszałka Województwa Podlaskiego.
Prowadzi własną Pracownię projektowo-artystyczną Dobry Czas w Choroszczy, gdzie wykonuje zlecone grafiki, obrazy olejne oraz własne realizacje. W pracowni prowadzi też zajęcia artystyczne plastyczne, rysunkowe i malarskie czym zajmuje się blisko 18 lat.
Wywiad przeprowadził Przemek Waczyński.
P.W.: Jesteś artystką, projektantką graficzną, pedagożką, instruktorką, arteterapeutką. Kogo w Tobie najwięcej?
M.T.C.: Wiesz co, ja nie wiem czy kiedykolwiek się zdefiniuję. W tym zakresie krąży we mnie niespokojny, nieukorzeniony duch. Ilekroć poczuję się mocno graficzką, trafiają się okazje do pedagogicznych działań, ilekroć odważę się pomyśleć o sobie artystka, czuję potrzebę sprawdzenia się jako arteterapeutka. No, ale dobrze — jeśli miałabym jednak zdefiniować się — choćby na potrzeby moich dzieci, gdy mają temat “zawody rodziców” 🙂 to powiem kolejno: projektantka graficzna czy jak kto woli graficzka, instruktorka działań artystycznych, pedagog/ożka, arteterapeutka, a artystka, krąży gdzieś pomiędzy nimi.
Czy trudno być artystką w małym mieście?
Myślę, że tak.
Kiedy się zaczęła Twoja przygoda ze sztuką?
Kiedy zaczęłam naukę w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu w 2000 roku.
Jak to jest działać w tak małej społeczności, gdzie wszyscy się znają?
Nie można tak myśleć. Trzeba pamiętać, że społeczność się rozrasta. Wcale nie wszyscy się znają i oceniają z osobistej perspektywy.
Przez wiele lat prowadziłaś edukację artystyczną. Przychodziły do Ciebie małe dzieci oraz osoby dorosłe. W swej karierze pracowałaś też w szkole jako nauczycielka. Jakie są różnice między uczeniem w szkole, a ośrodku kultury?
Nadal prowadzę edukację artystyczną, w swojej własnej pracowni. Dyskretnie prowadzę ludzi przez ich działania artystyczne, albo konkretnie instruuję. Niezmiennie staram się inspirować.
Jaka różnica? Zacznę przewrotnie od atutów szkoły. Wielkim plusem pracy w szkole w moim doświadczeniu była możliwość dotarcia do wielu, różnych osób, często nieutalentowanych plastycznie, ale ze wspaniałą wyobraźnią, albo bardzo nieśmiałych, które nie przyszłyby do ośrodka kultury. W szkole można wyławiać perełki. To taka praca u podstaw. Poza tym zajęcia artystyczne czy plastyka w szkole to bardzo wdzięczny przedmiot. Uczniowie mają raczej pozytywne nastawienie do takich lekcji, wyjątki traktują ją jak przerwę między trudnymi przedmiotami. Minusem było ograniczenie czasowe, 45 minut to jak nic na pracę, a jeszcze trzeba posprzątać, ocenić, sprawdzić obecność, wprowadzić w temat. Poza tym w szkołach często brakuje fizycznej, komfortowej przestrzeni do prac plastycznych. Ale radziłam sobie. Bardzo dobrze wspominam ten czas, chciałabym jeszcze kiedyś wrócić do pracy w szkole.
Natomiast w ośrodku kultury w porównaniu do szkoły “jest jakby luksusowo” (śmiech). Po pierwsze mam małą grupę osób, np 10 nie 28 jak w szkole i tylko chętnych, zmotywowanych, często bardzo zdolnych. Po drugie czas pracy to minimum 1,5 godziny, ale ja prowadziłam nawet 3-godzinne zajęcia. Jest zaplecze, jakiś budżet na materiały, możliwość publicznej ekspozycji prac.
Przez wiele lat pracowałaś na etacie w ośrodku kultury. Jak oceniasz taką pracę, jakie są jej wady a jakie zalety?
Przez pewien okres, pracując w lokalnym ośrodku kultury żyłam w pewnej bańce, miałam poczucie, że — właśnie — wszyscy się tu znają i wiem jacy są, co lubią, na jakie wydarzenia historyczne kto przyjdzie, a kto na spektakl itp. To był taki swoisty mikrokosmos. Poza tym mam osobiste doświadczenie, że to bardzo wciągająca praca. Można się w niej zapomnieć przez to, że daje poczucie zapewnienia wszystkich potrzeb – rozmaitych – zawodowych, kulturalnych, towarzyskich. Naprawdę trzeba utrzymać rezon, wiedzieć kiedy mówić sobie – Stop! Jestem po pracy. A po niej mieć swoje, choć w przybliżeniu równie ciekawe życie. Bo choć w pracy w kulturze możemy czuć się jak ryby w wodzie w swoim bezpiecznym stadzie, to jest to jednak po prostu formalny układ organizacyjny zależny i od decyzji organizatora i od finansowania i od jeszcze innych spraw na które pracownik nie ma wpływu. Ja w taką pułapkę wpadłam pod koniec 15-letniej współpracy z Centrum Kultury w Choroszczy. Już sobie usłałam, wyścieliłam, poczułam się bardzo doceniona i zmotywowana na 200%, z prawie najdłuższym stażem w ekipie, pomyślałam, że moje zdanie jest ważniejsze niż było i klops — po miodowym roku wielkie zmiany! Stało się tak, że choć perspektywa nowych zamiarów była merytorycznie dla ośrodka bardzo dobra, to ja ugrzęzłam w personalnej pułapce emocjonalnej, czułam się, jakby ktoś chciał wejść do mego pokoju i usunąć co tam jest, bez pytania, bez rozmowy i zrobić wszystko po swojemu. Organizator i nowa dyrekcja mają do tego oczywiście prawo. Pytanie dlaczego jako pracownica tak to przeżywałam, aż ostatecznie odeszłam z pracy? Na to właśnie odpowiedź jest wyżej. Z takich względów trzeba mieć dystans do pracy, a w kulturze ludziom z pasją o to bardzo trudno. Poza tym w małej miejscowości ośrodek kultury jest blisko lokalnej polityki przez symbiozę z magistratem. Dużo plotek, doniesień, ciekawostek dostajemy nieustannie jak na tacy. To bardzo utrudnia pracę, czasem powoduje dylematy moralne.
Poza tym jest to dynamiczna, barwna, rozwojowa praca, doskonaląca w szerokim zakresie kompetencji. Bardzo dobra dla młodych ludzi do sprawdzenia się w jakim kierunku podążać. Jednego dnia jesteś konferensjerem, drugiego kasjerem, trzeciego grafikiem, czwartego ekspertem od ekspozycji w galerii, piątego redaktorem, a w weekend wozisz sprzęt na imprezę i rozstawiasz namioty. Znowu drugi koniec kija — rodzi to trochę poczucie zagubienia — kim właściwie jestem, jak to opisać w CV? Instruktor to określenie tajemne dla innych branż.
Stworzyłaś identyfikacje graficzną dla wielu instytucji. Tworzysz projekty dla wielu wydarzeń kulturalnych. Który projekt jest ci najbliższy?
Oooch, no “dzika pani”! Cała identyfikacja graficzna Jarmarku Dominikańskiego w Choroszczy z roku 2019, a już najbardziej siatka na scenie z tymi oczyskami. Plakat bardzo się przyjął, przyciągał, choć graficznie nie był wybitny, robił go doskonale portret kobiety o bardzo energetycznym spojrzeniu w wieńcu z kwiatów. Zrobiliśmy też sporo gadżetów do tego. Koszulki, torby, magnesy, pocztówki. Bardzo lubię kompleksowe projektowanie. Podobnie zadziałał plakat za Zapusty i na Zielone Świątki dla Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej. Też odręczne. Mocnym w formie i głębokim w treści był plakat do spektaklu Wesele na Kurpiach z owocami jałowca, zlecenie dla białostockiego PIK-u. Czyste i treściwe logo zrobiłam też dla PŚK 🙂 Mogłabym jeszcze długo wymieniać, bo ciągle jakiś dobry projekt przypomina mi się. Może kiedyś przytrafi mi się rozmowa tylko o tym, o moich wyborach twórczych w projektowaniu? Chciałbym, bo mam szczęście do pięknych tematów, szczęście któremu pomogłam. Po doświadczeniu projektowania ulotki z turbosprężarką na początku kariery zawodowej w studio graficznym zaczęłam unikać miejsc, gdzie może trafić mi się takie yhym.. turbo-zlecenie (uśmiech).
Jak oceniasz ogólną estetykę projektów graficznych dla wydarzeń podlaskich ośrodków kultury. Dają radę?
Aj, słabo trochę. W najlepszym wypadku są czytelne, ale żeby ciekawe — rzadko. To bardziej małe afisze informacyjne, trudno je nazwać plakatami. Ale może wiszą, gdzieś w zciszach domków kultury i genialne projekty, które mało kto widzi. Teatry dają radę, galerie, ale pytałeś o ośrodki kultury.
Co sądzisz o logotypach ośrodków kultury na Podlasiu? Jakie są i czy w ogóle są potrzebne?
Centrum Kultury i Rekreacji w Supraślu ma znak z dużym potencjałem. Jest intrygujący, dynamiczny, a jednocześnie przez zamknięcie w kole czytelny. Wiele jest znaków-montaży liter, często na siłę, tu fajnie schodzą się w spójną, powyginaną strukturę, przywodzi to myśl działanie, ruch. Zabrałabym tylko te kropki dookoła. Niezaprzeczalnie dobry znak ma Podlaski Instytut Kultury. No i to chyba te wybiorę jako udane. Znak M-GCKiS w Choroszczy nawiązujący formą do niesamowitego budynku w którym funkcjonuje ośrodek, też dobrze funkcjonuje. Zrobiłam go przed laty, ale nie starzeje się i jest czytelny.
Widać, że powoli podlaskie ośrodki kultury starają się iść z duchem czasu, wprowadzają logotypy wpisujące się mniej lub bardziej w obecne trendy powszechne. Trzeba w tym rozwagi, bo tworzenie logotypów którymi mogłyby posłużyć się w zasadzie wszystkie współczesne ośrodki, a nawet firmy jest marnowaniem potencjału. Robiąc znak warto pomyśleć o nim z perspektywy kraju czy świata i tworzyć logotypy przedstawiające jakoś nasze dziedzictwo, nie tylko napis lub zestaw symboli obrazujących ofertę. Mam słabość do bardzo retro znaku MDKu w Białymstoku. W klimacie trochę Teleranek, trochę książeczki Poczytaj mi Mamo. Jest jak wspomnienie dzieciństwa 40-latków. W pierwszym odruchu wzbudza śmiech, ale jest z potencjałem. Mały lifting, a stanie się współczesny, a może nawet ponadczasowy.
Ostatnio wśród osób zajmujących się kulturą popularna jest Canva. Czy to nie pozbawi chleba grafików?
Pozbawi (uśmiech). Niewielu jest grafików, którzy włączają w swoje projekty własnoręczne elementy odręczne, swoje rysunki, malarstwo, czego sztuczna jak sądzę jeszcze dobrze nie zrobi. Za mało jest też klientów, którzy cenią sobie takie projekty, albo brakuje im budżetu na płatny projekt od grafika. Moim zdaniem tylko najlepsi wygrają z Canvą.
Jeżeli byś mogła, to co byś usprawniła w działalności instytucji kultury w Polsce?
Mogę wszystko?
Tak.
No to może zacznę ze swego podwórka. Przy urzędach stworzyłabym porządne studia informatyczno-projektowe z wydawnictwami i reakcją. Odciążyłyby ośrodki kultury z promocji na rzecz magistratu, a przede wszystkim z wydawania lokalnych gazet. Takie studia musiałyby posiadać sprawny system komunikacji z jednostkami. Do obsługi byłyby szkoły, przedszkola, biblioteki, ośrodki kultury, sportu itd. Projektowały by im potrzebne grafiki internetowe, druki, prowadziłyby im strony, kampanie informacyjne. Żyjemy w kulturze wizualnej i to moim zdaniem byłoby świetnym rozwiązaniem dla samorządów. Porządny brending i spójność wizualna wszystkich jednostek prowadzonych przez samorząd, który w odbiorze społecznym wzmocniłby swoją pozycję. Wilk byłby syty, a owca cała (w tym przypadku ośrodek kultury) i bardziej niezależna!
Niezaprzeczalnym jest konieczność rządowej podwyżki płac dla sfery kultury. Te wypłaty w kwocie minimalna+ są frustrujące. To nieprzyjemne, ale trzeba o tym mówić. W 2021 dostałam drugą podwyżkę w ciału 14 lat pracy nie spowodowaną jedynie wzrostem minimalnej, więc zarabiałam… 2597,43, z czego sporo to wtedy 11-letnia wysługa lat. Mając dwa kierunki studiów, kursy i podyplomówkę. Pracownicy ośrodków kultury powinni mieć coś na kształt karty nauczyciela lub chociaż być traktowani na równi z pracownikami urzędów.
Myślę, że bardzo nobilitująca ośrodki kultury byłaby możliwość przyznawania stypendiów najzdolniejszym uczestnikom edukacji artystycznej prowadzonej przez ośrodek oraz stypendia celowe dla lokalnych artystów na realizację ich działań.
Można mnożyć takie ideola. W zasadzie wszystkie zależne od polityki państwa, więc dla nas w sferze wizji.
Z perspektywy pracownika najważniejsze jednak jest to, by ich dyrektorzy byli mądrymi, silnymi, sprawczymi ludźmi, z wysokimi kompetencjami miękkimi, wzbudzającymi zaufanie załogi, z którą się dogadują, otwarcie komunikują i doceniają. Wówczas chociaż pracownikom systemowe problemy schodzą na dalszy plan, a płaca tak nie boli.
Jesteś współtwórczynią społecznej galerii „Ucieczka z szuflady”, która intensywnie działała w Choroszczy. Skąd pomysł i jak oceniasz tego typu projekty?
Ten projekt był jasny – z założenia czasowy i intensywny. Pomysł przyniosła aktywna odbiorczyni oferty M-GCKiS w Choroszczy Ewelina Ramotowska. Natrafiła w internecie na grant do pozyskania dla ośrodków kultury. Najpierw zaprosiła mnie, będąca wówczas na urlopie macierzyńskim do siebie i skonsultowała pomysł. Później poszła z nim do dyrektora Przemka Waczyńskiego i Karoliny Sokół, zaprosiła też do współtworzenia Emilię Kosakowską. W zasadzie dziewczyny to zrobiły, napisały. Karolina koordynowała. Ja byłam na wspomniany wolnym z dzieckiem. Mój powrót do pracy zszedł się z otwarciem wystawy w ramach “Ucieczki z szuflady” – akurat mojej – plakaty dyplomowe “7 grzechów głównie”. Dla mnie to był wymarzony powrót, z fanfarami. Miałam do “Szuflad” dużo ciekawego projektowania. Każde wydarzenie tego cyklu było dostojnie, eleganckie, estetycznie i promocyjne udane.
Uważam jednak, że na społeczne inicjatywy domy kultury powinny mieć strategię działania, bo to nie są łatwe zadania. Może się zdarzyć, że ktoś z pomysłem z zewnątrz przychodzi zapalony i gotowy na nieziemskie działania, bądź… zlecenie ich realizacji pracownikom. Nie znając możliwości i realiów pracy ośrodka zewnętrzny inicjator musi być łagodnie wprowadzony i czasem sprowadzony na ziemię bez studzenia entuzjazmu. W moim odczuciu, żeby coś działało długo i sprawnie musi być dobrze, a często też długo planowane, a w ten proces powinni być włączeni wszyscy, którzy to będą realizować, koordynować. Najlepiej jeśli są to stali pracownicy, by nie czuli się realizatorami czyiś pomysłów, a też ich współtwórcami. Dyrektorzy powinni dbać przede wszystkim o swój zespół. Jeśli społeczna inicjatywa ma pracownikom zaszkodzić, utrudniać ich pracę to lepiej w nią nie wchodzić. Takie jest moje zdanie.
Czy ośrodki kultury powinny skupiać się bardziej na robieniu wydarzeń czy prowadzeniu edukacji artystycznej?
Jak najwięcej wydarzeń połączonych z edukacja artystyczną.
W wielu miejscach są lokalni artyści i animatorzy, którzy działają niezależnie i samodzielnie. Czy według Ciebie takie osoby ich działania są dobre dla lokalnych ośrodków kultury?
O jej. Nie podoba mi się to pytanie. Jest naznaczone lękiem o konkurencję. Nie potrafię odpowiedzieć.
Nie tylko edukacja i projektowanie. Jesteś też animatorką kultury. Jaki projekt kulturalny, przy którym pracowałaś wspominasz najlepiej?
Yym… Są dwa. Pierwszy z 2011 roku “Chcę tu być z moją sztuką. Nagraj to.“ Na który pozyskałam środki od Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, auspicje M-GCKiS w Choroszczy i wsparcie pracowników. Mam do niego osobisty stosunek. To moje dziecko od początku do końca. Chciane, planowane i zaopiekowane. To półroczne działanie było wprost realizacją mojej pracy magisterskiej, pisanej u promotorki, arteterapeutki i rzeźbiarki — dr Aleksandry Chmielnickiej-Plaskoty. Doktor Plaskota opublikowała mój opis projektu w jednej ze swoich książek, tylko chciałabym wiedzieć w której 🙂 Projekt warsztatów edukacyjno-artystycznych oparłam na sporych badaniach potrzeb młodzieży z mego miasta. Dzieciaki wypowiadał się na temat ulubionych miejsc w mieście, o tym jakie formy sztuki współczesnej lubią najbardziej, gdzie chciałyby zrealizować swoje artystyczne pomysły itp. Nie przedłużając odsyłam czytelników do bloga prowadzonego przez jedną z uczestniczek projektu z opisem działań i filmu zrealizowanego podczas trwania cyklu przy wsparciu filmowca Bartka Tryzny. Jest to zestaw dobrze przygotowanych pomysłów do pracy. Proszę klikać i się inspirować.
Drugi to działanie, które wymyśliłam na okazję lockdownu w 2020 w zamian za wstrzymane zajęcia edukacyjne. Wzięłam na siebie wyzwanie portretowania przez 60 minut na żywo, live na FB gościa, z którym jednocześnie rozmawiałam o wybranym malarzu lub malarce. Widzom dawałam wskazówki jak stosować technikę w której wykonywałam obraz. Portret był niezwykły, bo stylizowany na dzieło artysty, o którym akurat rozmawialiśmy. Pozowali mi koledzy i koleżanki z pracy z ośrodka w którym zrobiliśmy studio nagraniowe czyli z M-gckis w Choroszczy. Goście byli wyśmienicie wyedukowani z życia i twórczości mistrzów programu. Mieli ze sobą albumy, które na te okazje kupowaliśmy, by następnie przekazać je do biblioteki. Rozmowy były swobodne i merytoryczne. Towarzyszył nam i skutecznie wspierał odpowiedzialny za nadawanie i wyświetlanie przykładowych prac artysty Łukasz Kalinowski. Powstały portrety w stylu Leonarda Da Vinci rysowany sepią, w stylu Stryjenskiej namalowany akrylem, Matejki olejem, Andiego Warhola w programie graficznym, Wyspiańskiego i Witkiewicza suchymi pastelami, w stylu Fridy Khalo kredkami akwarelowymi. Wieszaliśmy je potem w oknie zamkniętego wówczas budynku. Uwielbiałam to działanie — trudne, ale ekscytujące wyzwanie. Jednocześnie rozmawiać z widzami patrząc do kamery dając lekcje rysunku i malarstwa, rozmawiać z gościem i wykonywać portret zarówno podobny do modela jak i do obrazów mistrza z tytułu programu.
Chciałabym mieć okazję, gdzieś to jeszcze powtórzyć.
Czy środowisko podlaskich grafików jest zintegrowane? Robicie wspólne projekty, znacie się?
O jej. Jest takie środowisko? Fajnie jakby było, gdyby było! Jeśli powstanie studio projektowe dla kultury w Białymstoku i będziemy zespołowo omawiali koncepty, tworzyli części, składali je w całość, wdrażali to rzucam każdą pracę jaką będę akurat miała i dołączam! Tylko ma być bez ageizmu! 🙂 Tego zawsze mi brakowało w ośrodku kultury, no a we freelancerce tym bardziej — wymiany opinii i pomysłów z fachowcami.
Do jakich instytucji kultury lub na wydarzenia tworzone przez niezależnych animatorów lub organizacje lubisz chodzić najbardziej?
A tu Cię zaskoczę. Lubię chodzić do muzeów. Ilekroć jestem w jakimś mieście szukam najważniejszego w tym regionie muzeum, ewentualnie galeri sztuki. Lubię też niechcący natrafić na zakamarki z nie natrętną sztuką uliczną na murach, lub jakiś land art albo na śpiewaka czy skrzypka na ulicy. Jednak muzea przede wszystkim, tam jest nastrój, cisza, nie ma ludzi :). Uwielbiam też skanseny. Nie lubię tłumów. Wiem, że umiem być jak ryba w wodzie na eventach, ale prawda jest taka, że bardzo, bardzo dużo emocjonalnie kosztuje mnie udział w nich. Nie bywam na wernisażach, festynach, koncertach, tak często jak by na mnie przystało. Może to z tego względu, że ja nadmiarowo wszystko chłonę, wszelkie szczegóły, barwy, dźwięki, zapachy, a już najbardziej ludzkie emocje. Robię się pobudzona jak mój doberman podczas zabawy. Potem jest długie zejście energetyczne. Przez to prowadzę pozornie nudne życie, jednak mi naprawdę niewiele wystarczy, by odkryć wszechświaty w mikrokosmosie i zatracić się w drobiazgach. Mój mąż, twierdzi, że zapewne jestem trochę w spektrum, a On jest psychologiem i psychoterapeutą, wypada mi wierzyć ;).
Także nie jestem częstą, ale bardzo wdzięczną uczestniczką wydarzeń kulturalnych. Dużo widzę, bardziej czuję, potem to opisuję, bo rezonuje we mnie mocno. Tak było z ostatnią wystawą “W kręgu życia” Michała Jackowskiego w Muzeum Alfonsa Karnego w Białymstoku. Wyszłam ze łzami wzruszenia w oczach.
Aktualnie prowadzisz Pracownię Artystyczną Dobry Czas. Czym się ona zajmuje?
Ona jest sobie i przechowuje moje rzeczy i wygląda całkiem nieźle 🙂 Tym Ona się zajmuje, natomiast ja w niej zajmuję się malowaniem obrazów, prowadzeniem zajęć z rysunku i malarstwa (na które zapraszam wszystkich chętnych!) i oczywiście projektowaniem graficznym. pracowniadobryczas.pl
Co Ciebie najbardziej inspiruje w województwie podlaskim?
Łąki, pola, wierzby, rzeki, zapach ziemi, wsi i lasu, drzewa, wodne ptaki, grzybobrania, drewniane stare płoty, domki dwuspadowe, starsze panie w chusteczkach, cerkwie, konie, krowy wiejskie obejścia, kapy na wersalkach, biały śpiew, swojscy, “prawdziwi” ludzie. Ten odchodzący świat bliskości natury i człowieka, prostego życia i pogody ducha, który pamiętam z dzieciństwa.
Jeżeli nie tu, to gdzie byś chciała tworzyć i mieszkać?
W Warszawie. Chciałabym mieć tam swoją własną bazę wypadową.
Co byś powiedziała młodym ludziom, którzy chcą związać swoją przyszłość ze sztuką lub kulturą?
Z jednej strony – bądźcie bezkompromisowi, wierni sobie. Z drugiej – miejcie drugi, inny, wybrany przez siebie fach, który na czas posuchy Was utrzyma, ale nie będzie dołujący.
Nad jakimi projektami aktualnie pracujesz? Jaki masz plany na przyszłość?
Aktualnie cała moja głowa jest zanurzona w podlaskich parkach narodowych. Będę realizowała projekt w ramach przyznanego mi w tym roku Stypendium Marszałka Województwa Podlaskiego o tytule “Mikro – krajobrazy Podlasia”. Będzie to seria artystycznych dioram obrazujących nieskazitelne tereny Narwi, Białowieży, Wigier i Biebrzy. Pragnę oddać w tych przestrzennych mikro-światach klimat podlaskich krain, taki jak ja sama je postrzegam z ich spuścizną kulturową. Na koniec mam zamiar sfilmować ów dioramy i stworzyć krótkometrażowy film.
Poza tym nadal będę instruktorką w rozmnażalni dobra, w Fundacji Dialog, gdzie przyuczam uchodźczynie z Ukrainy do produkcji rękodzieła. Wytwory te następnie przekazujemy na sprzedaż do Sklepu Charytatywnego Fundacji Dialog. Sklep jest piękny, współprowadzony przez uchodźczynie, które tym sposobem uczą się pracy w handlu. Bardzo polecam zakupy prezentów w tymże miejscu! Mieści się w hali dworca PKP w Białymstoku.
Dziękuję za rozmowę.
Proszę bardzo 🙂
fot. Marek Piętka
Pingback: Wywiad z Moniką Tekielską-Chmielewską - Horyzonty Choroszczy