Jest dużo satysfakcji, jak na wydarzenie przyjdzie dużo ludzi i wszyscy fajnie się bawią, ale po takiej imprezie my zakładamy rękawice robocze i sprzątamy często do rana – wywiad z Magdaleną Łotysz
Magdalena Łotysz jest dyrektorką w Gminnym Centrum Kultury w Gródku. Jest też założycielką i wieloletnią prezeską szkółki sportowej Gryfik w Gródku. Nie jest to dyrektorka „garsonkowa”, ale działająca w pierwszej linii z zespołem, zawsze blisko mieszkańców i ich potrzeb i potencjałów kulturalnych. Ja się pracuje zarządzając ośrodkiem kultury, który działa w wielowyznaniowej i wielonarodowościowej gminie, gdzie wszyscy się znają? Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Magdaleną Łotysz.
Jesteś dyrektorką i animatorką jednocześnie? Kogo w Tobie więcej?
Na pewno animatorki, ja najbardziej lubię „robić”. W byciu dyrektorem oczywiście trzeba wykonywać dużo pracy biurowej, ale to jest do ogarnięcia jak się ma zgrany zespół i dobrą księgową (uśmiech). Obie te funkcje mają swoje dobre i trochę gorsze strony.
Jak to jest działać w tak małej społeczności, gdzie wszyscy się znają?
To jest największa wartość. Czasem się zastawiam jak np. w takiej Warszawie można prowadzić dom kultury, jak się nie zna ludzi? Nie wyobrażam sobie tego. Bardzo sobie cenię to, że można zawsze i wszędzie porozmawiać z mieszkańcami o kulturze, często w sklepie czy w prywatnych sytuacjach. Można się wtedy dużo dowiedzieć czego ludzie potrzebują, co jest fajne, a co nie. No i powiedzą szczerze.
Skąd czerpiesz pomysły i inspiracje do działań?
Z mojej wyobraźni, często dzieje się to bardzo szybko. Pomysły trafiają mnie nagle. Nie wiem czy to dobrze, ale moje koleżanki i koledzy już się chyba przyzwyczaili. Lubię coś podpatrzeć, poinspirować się. Moją pasją są rzeczy bardzo nieoczywiste które można zrobić. No i jestem przeciwniczką powiedzenia „bo zawsze tak było”. Czasem trzeba troszkę coś zmodyfikować, zobaczyć czy się przyjmie, wyciągnąć wnioski. Nie bać się próbować.
Zanim zostałaś dyrektorką pracowałaś w instytucji, którą dziś zarządzasz. Kto ma łatwiej? Dyrektorzy i dyrektorki wywodzące się z zespołów, którymi dziś zarządzają czy osoby wchodzące z zewnątrz?
Myślę że lepiej znać od podszewki różne bolączki danej instytucji. Wiedzieć co i jak, znać ludzi przede wszystkim. No i przede wszystkim trzeba brać odpowiedzialność. Poza tym, kierowanie instytucją, czy bycie szefem gdziekolwiek indziej – dziś już wygląda (albo powinno wyglądać) zupełnie inaczej. Warto ciągle się uczyć i rozwijać. Praca zespołowa to podstawa.
Gródek to miejsce zróżnicowane kulturowo, etnicznie i religijne. Jak udaje się Ci godzić pracę na rzecz wszystkich grup? Czy są z tym jakieś problemy?
Robimy sporo wydarzeń na rzecz mniejszości białoruskiej, współpracujemy ze stowarzyszeniami, osobami indywidualnymi, kołami gospodyń, parafiami. Ale robimy to na miarę swoich możliwości, w kadrze jest 7 osób, fundusze też bywają barierą. To chyba jest w tej chwili największy problem- dużo chciałoby się zrobić, a czasem po prostu nie ma sił i kasy. W sezonie organizujemy sporo festynów i to nas właściwie wyklucza na całe lato, a mamy wiele innych pomysłów. Zróżnicowanie, o którym piszesz wyżej jest jedną z największych wartości naszej gminy i nasze działania muszą je wspierać.
Czy w instytucjach kultury powinna znajdować się przestrzeń dla animatorów i animatorek niezależnych, takich którzy przychodzą do instytucji kultury z pomysłem, być może na jedną inicjatywę? Czy warto z nimi współpracować?
Tak, oczywiście. W miarę możliwości domu kultury warto wchodzić w taką współpracę bo to wiele wnosi- przede wszystkim zastrzyk świeżości, nowe działania, innowacyjne propozycje. To jest potrzebne mieszkańcom ale również potrzebne dla nas- kadry.
Gródek, to miejsce gdzieś daleko pośród puszczy, pól i łąk na granicy z Białorusią. Instytucja, którą zarządzasz poza wydarzeniami rozrywkowymi typu festyny organizuje wiele wydarzeń kulturalnych, wystawy, spektakle, koncerty. Czy ludziom w tak małych miejscowościach jest to potrzebne?
Po frekwencji na wydarzeniach, mówiąc ogółem, najwięcej osób korzysta z imprez plenerowych i jest to absolutnie zrozumiałe. Jednak te mniejsze działania, typu wystawy, spotkania czy spektakle mają w sobie nie mniej wartości dodanej, powiedziałabym że są one niezbędne do prowadzenia edukacji kulturalnej, która jest bliska mojemu zespołowi. Organizując np. wystawy, dbamy o to, by zawsze znalazł się komponent edukacyjny- wydajemy broszury, zapraszamy szkoły i przedszkola na lekcje kulturalne. Bardzo to lubię. Z opinii mieszkańców wiem, że jest to bardzo potrzebne.
Na ścianie waszej instytucji znajduje się nietypowy mural. Inne murale tego typu znajdują się na ścianach wielu domów w okolicy. Jak Ci się udało doprowadzić do tego, że Gmina Gródek powoli staje się galerią prac Arkadiusza Andrejkowa?
Oj, to jest szalona historia. W bardzo dużym skrócie: kiedyś strona Andrejkowa wyświetliła mi się na Facebooku i pomyślałam o tym, by go zaprosić do Gródka. Wtedy wydawało mi się to bardzo nieosiągalne ze względu na fundusze. Udało się jednak pozyskać większą dotację z MSWiA i tak oto Arek przyjechał na nasze zaproszenie. Ale zanim to się stało, musiałyśmy, głównie z Dorotą Sulżyk znaleźć dobre zdjęcie do powielenia na ścianie, i przede wszystkim miejsce. Te nasze dogadywanie się trwało prawie rok, byłam bliska rezygnacji. A to zdjęcie było słabej jakości, to deski na stodole nie odpowiadały artyście… Myślałam, że to będzie o wiele prostsze. Jednak muszę powiedzieć, że efekt jest warty wszystkich nerwów. Na dodatek Arkadiusz okazał się wspaniałym, ciepłym człowiekiem. Niedawno był u nas po raz trzeci. I przyjedzie znowu za rok. Takie projekty mają ogromną wartość, nie mówiąc już o wyrazie artystycznym.
Jaki był dla Ciebie najważniejszy projekt kulturalny, który do tej pory zrealizowałaś?
Dla mnie osobiście był to projekt o Konstantym Kuźminie, którego negatywy zostały przypadkowo odkryte przez Maćka, mieszkańca naszej gminy. Nie mogłam myśleć o niczym innym, bardzo mnie pochłonęła praca nad negatywami, które wraz z kolegami i koleżankami z pracy „obrabialiśmy” aplikacją z telefonu. Każde zdjęcie, każdy negatyw mnie bardzo interesował. Dzięki temu zachowała się spora część naszej historii.
Na terenie gminy Gródek zamieszkuje i prowadzi coraz więcej działań Mateusz Tymura z Teatru Latarnia? Współpracujecie. Tutaj to się udaje. Czy według Ciebie takie osoby ich działania są dobre dla lokalnych ośrodków kultury?
Ja osobiście jestem fanką Mateusza. Robi działania, które są poza moją wyobraźnią. Każda sztuka, którą wystawia Mateusz jest inna, wręcz magiczna. Poza tym i przede wszystkim może – korzystają z jego twórczości dzieci i młodzież z naszej gminy. Takie osoby są bardzo potrzebne, bo właśnie ta różnorodność nas wzbogaca i rozwija. Cieszy mnie fakt, że możemy współpracować – czasem w mniejszym, czasem w większym zakresie. Ośrodki kultury MUSZĄ się otwierać na działania innych osób – nie być zazdrosne, złe czy obrażone. Po to są nasze instytucje.
Kultura to nie jedyna rzecz jakiej poświęcasz życie. Prowadzisz klub sportowy, jesteś trenerką i sędziną piłkarską. Czego więcej w twoim sercu? Miłości do sportu czy kultury?
Z tym sędziowaniem to jest tak, że miałam 8 letnią przerwę po urodzeniu starszego syna, potem miałam dość poważną operację, później był młodszy syn. Musiałam wtedy to sędziowanie zostawić. Teraz chcę wrócić i jestem w trakcie przygotowań do egzaminów. Z tym sportem w moim przypadku jest jak z jedzeniem, jest to normalny element mojego życia. To ogromny przywilej zdrowego człowieka, że może się ruszać i uprawiać sport, pójść na spacer. To mój najlepszy relaks. Mam to szczęście, że z mężem oboje lubimy piłkę nożną i możemy wspólnie działać na rzecz sportu w naszej gminie. Nie prowadzę rankingu czego jest więcej w moim sercu. Staram się zawsze czerpać radość ze wszystkiego czym się zajmuję i tak podchodzę do życia.
Co mogą czerpać ze sportu osoby, które zajmują się animacją kultury? Co działacze sportowi od animatorów kultury?
Sport mocno kształtuje charakter, ja bym nie była taka jaka jestem gdyby nie ten sportowy rygor, nauka nie poddawania się. Ja dobrze wiem, że żeby pójść do przodu trzeba czasem poczekać i ciężko pracować. To dał mi sport. Ze sportu można czerpać właśnie wiele – radość, szczęście, zdrowie, możliwość odczuwania różnych emocji i nauki radzenia sobie z nimi – nie zawsze jest fajnie i są tylko zwycięstwa. Ale ta droga jest ciekawa, obserwacja siebie samego w różnych sytuacjach. Jak grałam w piłkę, to byłam jedną ze słabszych zawodniczek, nie grałam w pierwszym składzie, czasem w ogóle nie wchodziłam na boisko. W domu się ze mnie nabijali z tego. No bo po co chodzić na treningi skoro się nie gra w meczu? A no właśnie po to, by potem zostać sędzią i móc się z tego utrzymywać w czasach studenckich, sędziować ciekawe mecze w całej Polsce. Być trenerką i wraz z mężem prowadzić szkółkę piłkarską. To w dużym skrócie. Natomiast sportowcy od animatorów kultury mogą nauczyć się tego, że ich praca również daje szczęście innym ludziom, bo takie właśnie są realia, chociaż czasem mało kto pochwali tą pracę.
W wielu miejscach działają instytucje kultury, które skupiają w sobie działalność sportową i kulturalną? Jak sądzisz, czy to dobre połączenia?
Myślę że nie za bardzo. Dokładanie pracownikom instytucji kultury działań związanych ze sportem np. prowadzenie siłowni czy klubu sportowego etc. nie powinno mieć miejsca. Warto powołać stowarzyszenie które prowadzić będą osoby związane ze sportem.
Instytucja kultury, którą zarządzasz wzięła udział w Programach Dom Kultury Plus oraz Zaproś nas do Siebie. Są to programy, które otwierają instytucje kultury na mieszkańców oraz na współpracę z innymi instytucjami. Jak według Ciebie wygląda aktualnie sytuacja na Podlasiu i w Polsce. Czy ośrodki kultury ze sobą współpracują?
Te oba programy, szczególnie DK+ są bardzo pomocne w rozwijaniu instytucji. Pierwszy raz w Inicjatywach Lokalnych wzięliśmy udział w 2018 roku i faktycznie nastąpił przełom. Okazało się, że dużo rzeczy można zrobić inaczej i dużo łatwiej, bo przy pomocy mieszkańców. Po tym czasie widoczna stała się samodzielność mieszkańców w zakresie organizowania różnych działań, można powiedzieć że dużo osób uwierzyło we własne możliwości. A dom kultury, zamiast zamknąć się w swoich 4 ścianach stał się miejscem otwartym na pomysły innych osób. Polecam wszystkim niezdecydowanym. A słynny „Zaproś nas do siebie” to również program warty uwagi. Wymaga pracy nad sobą, nad zespołem.
Jeżeli byś mogła, to co byś usprawniła w działalności instytucji kultury w Polsce?
Gdybym mogła to na pewno zwiększyłabym finansowanie, pracownicy instytucji kultury w Polsce zarabiają bardzo mało. Poza tym sektor kultury jest traktowany po macoszemu, często przepisy są bardzo zagmatwane, niesprecyzowane jeśli chodzi o domy i centra kultury. Pracownicy instytucji kultury są też niedoceniani, ludziom często się wydaje że to lekka praca, można sobie zorganizować koncert i się fajnie bawić. Faktem jest, że jest dużo satysfakcji, jak na wydarzenie przyjdzie dużo ludzi i wszyscy fajnie się bawią, ale po takiej imprezie my zakładamy rękawice robocze i sprzątamy często do rana.
Często jeździsz na spotkania branżowe? Czy w ogóle są one potrzebne osobom pracującym w ośrodkach kultury?
Jeżdżę, ale nie tak często jak bym chciała. Często terminy pokrywają się z innymi zobowiązaniami czy wydarzeniami które organizujemy i to nie tylko moja bolączka. Tylko raz udało mi się być na dwudniowych szkoleniach organizowanych przez Podlaski Instytut Kultury, bo niestety termin jest bardzo niefortunny. A szkoda, bo takie wyjazdy bardzo wiele wnoszą, jest zawsze mnóstwo tematów do omówienia bo te sytuacje z naszej pracy są naprawdę bardzo różne i często zagmatwane. Staram się jeździć na Konwenty DK+ oraz inne szkolenia, organizowane najczęściej przez Narodowe Centrum Kultury.
Czy środowisko podlaskiej kultury według Ciebie jest dobrze zintegrowane i współpracuje?
Zintegrowane to niekoniecznie bo widzimy się rzadko, najczęściej na chwilę i to nie wszyscy. Każdy ma mnóstwo spraw na głowie, a w sezonie imprez plenerowych to czasem ciężko się zdzwonić. Dwudniowe zjazdy byłyby super, ale jesienią lub zimą. Jeśli chodzi o współpracę to jak najbardziej- wymieniamy się zespołami, dzwonimy do siebie w sprawach dotyczących różnych formalności, ktoś coś przerabiał to podpowie itp. W pandemii mało kto wiedział na czym stoi, non stop wszystko się zmieniało a każdy chciał pracować – wtedy wymienialiśmy się opiniami na spotkaniach online organizowanych przez PIK.
W mediach społecznościowych często podajesz koszt swoich kreacji do prowadzenia wydarzeń. Są to kwoty, no właśnie. Skąd pomysł na promowanie dawania drugiego życia ubraniom? Czy nie spotkałaś się z zarzutami że dyrektorce nie przystoi ubierać się w secend-handach?
Bardzo Ci dziękuję za to pytanie bo jest mi bardzo miło że to zauważyłeś. Często prowadzę rożne imprezy i zawsze staram się wyglądać ciekawie, choć nie zawsze się to udaje. Scena potrzebuje wyraźnego i ciekawego stroju. A ja, jako fanka odzieży używanej czuję się w tym jak ryba w wodzie. Odkąd pamiętam ubieram się w ciucholandach i nie dość, że się tym chwalę, to cieszę się jak dziecko gdy uda mi się kupić coś ciekawego. Mam też swoje zasady – nie chodzę na dostawy bo jest drogo. Nie rozumiem, jak można kupić koszulkę za ponad 100 zł, wolę te pieniądze przeznaczyć na coś innego. Zauważyłam, że moje relacje na Instagramie i Facebooku mają fajną interakcję kiedy wstawiam np. zgadywanki dotyczące ceny danej stylizacji. Bardzo mnie to cieszy. Coraz więcej ludzi wybiera odzież używaną i chwała im za to – świat tonie w ciuchach. Kiedyś raz usłyszałam, żebym głośno nie mówiła że mam na sobie ubranie za 5 złotych, bo fajnie jak ludzie pomyślą że wydałam kupę kasy (śmiech). To nie moja bajka, to nie jestem ja. Ostatnia moja stylizacja na Dni Gródka kosztowała niemało, bo ponad 20 zł. Ale w tym wliczone były buty (uśmiech).
A co robisz poza kulturą i sportem? Jak łączysz życie prywatne z zawodowym? Czy w ogóle tak aktywna osoba ma jakieś życie prywatne szczególnie w tak małej miejscowości?
Jestem bardzo dobrze zorganizowana, mam czas na wszystko. Może dlatego, że nie siedzę przed TV, właściwie mało siedzę. Nie przepadam też za imprezami bo mam ich nadmiar w pracy. Nie robię rzeczy które mnie rozpraszają. Mam ogródek który słabo rośnie, trochę popracuję na podwórku, choć to teren mojego męża, on uwielbia coś robić na zewnątrz. Lubię jeździć na rowerze, często z dziećmi. Czytam książki, chociaż teraz to głównie PRZEPISY GRY W PIŁKĘ NOŻNĄ. Jakoś to mi się wszystko skleja czasowo.
Co byś powiedziała młodym osobom, które chcą związać swoją przyszłość z pracą w kulturze?
Żeby robiły to tylko jeżeli naprawdę to lubią. Tą pracę trzeba lubić.
Nad jakimi projektami aktualnie pracujesz? Jaki masz plany na przyszłość.
Teraz jeszcze działamy nad imprezami plenerowymi, ale nie jest to najbliższa memu sercu działka. Plan na działania po sezonie to przede wszystkim zmiana statutu na bardziej rozwojowy oraz rozpoczęcie działań nad promocją gminy i lokalnej kultury, mam super pomysł który będziemy pomału wdrażać w życie. Bardzo bym chciała podziałać więcej we wsiach, piszę na to kolejne projekty.
Rozmowę przeprowadził Przemek Waczyński.